Wyszukiwarka

Oderwanie, eksmisja i cała prawda o wiewiórkach...

2024-04-22 14:19

Poniedziałek, 22.04.2024

Dziś Dzień Ziemi, ale o tym na pewno już wiecie. Jestem przekonana, że od rana trąbią o tym w radiu i telewizji. Choć ani jedego ani drugiego nie używam od lat, to dorzucam swoją trąbkę, dołączając do chwalebnego chóru, bo Ziemia jest najważniejszym elementem naszego życia, bez Ziemi nie byłoby życia. Szkoda, że co roku ta pieśń o Niebieskiej Planecie tylko przez chwilę niesie się głośnym echem a potem cichnie...

Szczerze mówiąc ostatnio sama trochę od tej ziemi jestem oderwana. Bujam jakby w obłokach, albo w innym wymiarze. To, co namacalne nie bardzo mnie dotyka. Myślami wybiegam naprzód, choć wiem, że to trochę niebezpieczne i niezdrowe, i powinnam raczej chwili obecnej się trzymać, ale przecież w przód wybieganie potrafi mocno zmotywować...;)... Niestety takie oderwanie potrafi czasem sprawić ból fizyczny, na przykład kiedy z impetem napiera się na zamknięte drzwi od pokoju myśląc, że niczym superbohater się przez nie przeniknie lub najzwyczajniej o istnieniu drzwi w zamyśleniu zapominając... ech... na szczęście to tylko niewielki siniak i wygięte okularowe ucho. Strach pomysleć co by było, gdybym w zamyśleniu próbowała rowerem przejechać przez zamknietą bramę ;)

A jeśli już o oderwaniu piszę, to muszę Wam powiedzieć, że brutalnie oderwana zostałam od warsztatowego stołu przez.... sójki. Otóż sójki postanowiły uwić sobie gniazdko tuż nad moją podwórkową pracownią. Przez kilka dni obserwowałam, jak odlatują z pustym dziobem, by za chwilę wrócić z drobnymi gałązkami, z których potem w tempie ekspresowym powstawało ptasie mieszkanie. Co prawda sójki na mnie nie skrzeczały ale dość wymownie patrzyły. Nie mogłam im tego zrobić. W końcu to bardzo miłe, gdy ptaki decydują się zamieszkać tuż obok Ciebie, dając do zrozumienia, że czują się tu bezpiecznie. Poza tym cieszyła mnie myśl, że bedę mogła obserwować dorastające pisklęta.

Niestety ta historia nie potoczyła się tak, jakbym ja (i sójki) tego chciała, bo do akcji wkroczyła wiewióra. Wiewióry są z nami od zawsze. Wykręcały nam różne numery, od stukania w okienko poprzez bieganie po dachu o świcie, aż po doprowadzanie naszych czworonogów do furii, ale zawsze fajnie było popatrzeć na ich zabawne harce. Niesamowicie gibkie i odważne futrzaki o niespożytej energii - zwinne, cwane, uparte, czasem złośliwe. Niestety wiewiórki, jak wszyscy wiemy żywią się nie tylko orzechami, nasionami, grzybami czy owadami. Ich przysmakiem są też ptasie jaja i pisklęta.

Cóż, rudzielec nie przepuścił okazji - wykiwał moje psy i dostał się do gniazda. W pośpiechu wiewiórka chwyciła jedno jajko, jedno rozbiła, po kolejne - ostatnie - wróciła, kiedy pożarła poprzednie. W rezultacie sójki opuściły gniazdo... teraz jest smutne i puste...:(

Czy mogłam coś dla nich zrobić? Uchronić przed drapieżnikiem? Hmmm... Pytanie chyba powinno brzmieć, czy powinnam się wtrącać? Człowiek zbyt często ingeruje w naturę, w wielu przypadkach ze skutkiem tragicznym.  Staram się raczej być obserwatorem, szanować zwierzęta i stwarzać warunki, w których będą czuć się dobrze. Właśnie po to na naszej działce powstał ogródek, posadziliśmy drzewa, pielęgnujemy kwiaty. Po to też powstała sadzawka, do której w upalne i suche lato przylatują ptaki i owady :)

Mimo, że przez jakiś czas stół warsztatowy stał pusty, to nie miałam przerwy w pracy. Zrobiłam sobie inną "tymczasową podwórkową" pracownię. Z koziołka powstał stolik, przy którym postawiłam stary "biurkowy" fotel i było mi tam całkiem wygodnie, dopóki kwiecień nie zaczął kaprysić i zrobiło się cholernie zimno. Zanim jednak chłód dał się we znaki, wykorzystałam wszystkie słoneczne, marcowe dni i powstało wiele nowych wisiorków. To, co dziś Wam pokażę, to jedynie mały procent tego, co leżakuje na poddaszu. Nadal nie mam jednak zbyt wielu chęci na fotografowanie... więc... w związku z tym, że o "oderwaniu" piszę, postanowiłam, że jako pierwsze zaprezentują się kruki :)

Pamiętam też, że w jednym z poprzednich wpisów obiecywałam pokazać niezwykły kamień, którego nigdy jeszcze nie miałam okazji użyć w swoich projektach ;). Ten bardzo rzadki minerał zwie się pietersyt. Kamień, jak to zwykle bywa,  nazwę zawdzięcza swemu odkrywcy - holendrowi Pietersowi. Mnie nazwa starsznie kojarzy się z pewnym męskim imieniem, które, nie ukrywam, lubię :)

Pietersyt przybył do mnie z Indii. Piękny, granatowo-czarny kamień o metalicznym połysku, który przywodzi na myśl rozgwieżdżone, nocne niebo. Zresztą sami zobaczcie :)

 

 

 

  • krucze wisiory, czarny dąb, naturalne kamienie

    krucze wisiory, czarny dąb, naturalne kamienie
  • Czarne kruki z czerwonym jaspisem

    Czarne kruki z czerwonym jaspisem
  • Krucza biżuteria z drewna czarnego dębu

    Krucza biżuteria z drewna czarnego dębu
  • Kruk z niebieskim labradorytem

    Kruk z niebieskim labradorytem
  • Kruk z kamieniem księżycowym

    Kruk z kamieniem księżycowym
  • Mały wisiorek, kruk z kamieniem księżycowym

    Mały wisiorek, kruk z kamieniem księżycowym
  • Kruk z białym skolecytem

    Kruk z białym skolecytem
  • Kruk z niebiesko-fioletowym labradorytem

    Kruk z niebiesko-fioletowym labradorytem
  • Kruk z kamieniem księżycowym, biżuteria z czarnego dębu

    Kruk z kamieniem księżycowym, biżuteria z czarnego dębu
  • Dąb brunatny i piryt

    Dąb brunatny i piryt
  • Kruk, wisiorek z czarnego dębu z turmalinem

    Kruk, wisiorek z czarnego dębu z turmalinem
  • Pietersyt

    Pietersyt
  • Pietersyt

    Pietersyt
  • Gniazdo sójki

    Gniazdo sójki